Urzędnicy Ministerstwa Zdrowia przyznali, że część szczepionek przeciwko COVID-19, które dotrą do Polski, zostanie zmarnowanych. Z ustaleń WP wynika, że może chodzić nawet o kilka milionów dawek.
Narodowy Program Szczepień musi być poprawiony. Nie możemy, ot tak, przejść do porządku dziennego nad stwierdzeniem, że część szczepionek się zmarnuje – mówi Wirtualnej Polsce senator Beata Małecka-Libera (Koalicja Obywatelska). – Właśnie po to mamy kilka tygodni na przygotowanie programu szczepień, żeby nie zakładać z góry, że część szczepionek się zmarnuje. A jak dla kogoś nie wystarczy? – pyta oburzona.
To komentarz do słów wiceministra zdrowia Macieja Miłkowskiego, który ujawnił w Senacie nieznany wcześniej problem z dostawami szczepionek na COVID-19. Oświadczył, iż z góry założono, że część z nich nie zostanie efektywnie wykorzystana podczas szczepień.
- Wiemy, że część szczepionek nie będzie efektywnie wykorzystana. (…) Część szczepionek na pewno się zniszczy – powiedział Miłkowski podczas posiedzenia senackiej komisji zdrowia.
Wiceminister referował w Senacie sprawę przygotowań do akcji szczepień i znalazł się w krzyżowym ogniu pytań uczestników posiedzenia. Senator Beata Małecka-Libera kilkakrotnie zwracała uwagę przedstawicielom ministerstwa, aby wypowiadali się konkretnie i bez ogólników.
Jak tłumaczył wiceminister, zamówione przez rząd szczepionki dotrą do Polski w postaci większych opakowań, tzw. ampułek. Jedna ampułka będzie zawierać od 5 do 10 dawek szczepionki. Lekarz czy pielęgniarka będą musieli sami przygotować zastrzyk. Raz otwartej ampułki nie można przechować np. na następny dzień.
Ministerstwo założyło, że taka forma dostawy spowoduje straty. Chodzi o sytuacje, kiedy do szczepienia zakwalifikuje się np. 7 osób, a pozostałe w otwartej ampułce 3 dawki zostaną zmarnowane. Urzędnik nie doprecyzował szacunków, ile dawek ma być niewykorzystanych.
– Jak to!? Słyszymy, że coś będzie marnowane! Nie można tak zakładać – padło w Senacie.
Szczpionka na koronawirusa. 5 procent strat to minimum
Sprawdziliśmy, że faktycznie forma dostawy szczepionek ma znaczenie. Alternatywą dla ampułek są w tzw. ampułko-strzykawki. W nich jedna dawka szczepionki znajduje się w jednorazowym zestawie do wstrzyknięcia pacjentowi.
– W przypadku dostawy opakowań wielodawkowych straty wyniosą więcej niż 5 procent zamówionych dawek. To wynika ze skali szczepień – komentuje sprawę dr Paweł Grzesiowski, immunolog, który zajmuje się szczepieniami profilaktycznymi.
Problem tym, że przy 62 mln dawek szczepionek, które zamówił polski rząd, 5 procent strat oznacza przepadek ponad 3 mln dawek. Koszty pójdą w miliony złotych.
Według przedstawicieli ministerstwa problemu z ampułkami nie dało się rozwiązać. To producenci zdecydowali się na taką formę opakowania, zaś kontrakt negocjowała Komisja Europejska.
- Producentom zależało na dużej wydajności produkcji. Szczepionek w innej formie i tak byśmy nie kupili – wyjaśnia urzędnik MZ.
Według aktualnych planów ministerstwa szczepienia mają szansę ruszyć w styczniu 2021 roku. Szczepionki od dwóch producentów mają być już wtedy dostarczone do Polski. Wszyscy Polacy dostaną do domów przesyłki z informacją o możliwym terminie szczepień. Podczas pierwszego szczepienia pacjent od razu zostanie zapisany na termin podania drugiej dawki.
Zostaną też przygotowane ulotki o możliwych powikłaniach po szczepieniu – osobno dla każdego z produktów firm: Pficer, AstraZeneca, Moderna.